Nowy lokal wegetariański w Gdańsku Wrzeszczu na nowym osiedlu Garnizon Otwarta Galeria Smaku – z przyjemną atmosferą i smaczną kuchnią. Trochę na uboczu od głównej ulicy, ale to daje mu pewne atuty, o których napisze poniżej. Na życzenie dania mogą być wegańskie i bezglutenowe. Opisywanie moich wrażeń niech da ogólny pogląd na poziom lokalu, niekoniecznie na konkretne dania. Jeśli dobrze doczytałem menu ma się zmieniać co miesiąc, co jest dobrą metoda na wykorzystywanie sezonowych składników, zwłaszcza warzyw i owoców, a także na zachęcenie klientów do powracania i odkrywania nowych smaków.
AKTUALIZACJA 9.2015 – lokal nie jest już 100% wegetariański, czego nie mam im za złe 🙂 Dla każdego coś miłego. Dodaję wrażenia z mojej drugiej wizyty.
Wygląd / Atmosfera
Wnętrze jest urządzone nowocześnie, w dość ascetycznym, przypominającym skandynawskim, stylu. Jest nieco ciemne, ale doświetlone przez okna i lampy. Dość oryginalnie wygląda sufit wyposażony w okrągłe lampy. Ciekawym elementem jest też toaleta mająca na ścianie wymalowany plan koszar z początku XX wieku. Lokal jest położony w ten sposób, że przez okna widać w zasadzie tylko osiedle. Nie widać (prawie) wieżowców, ruchliwych ulic. Ma się wrażenie, że siedzi się w jakimś zaułku północnej Europy. Miłe miejsce na spokojne spotkanie. Z tego co słyszałem miejsce ma ambicje kulturalno-artystyczne i może się stać miejscem spotkań nie tylko kulinarnych.
Jeśli siedzisz na zewnątrz jest równie miło. Jeśli jest zimno dostaniesz poduszeczkę na krzesło i pled do okrycia.
Obsługa
Obsługiwany byłem przez młodą dziewczynę, miłą, wykazującą zainteresowanie, pytającą się o opinie, zorientowaną w daniach. Czas przygotowania potraw był bardzo przyzwoity. Zupy w zasadzie były od razu.
Jedzenie
Koktajl zielony (12 PLN)
To był jedyny element posiłku, który mi nie smakował, zatem rozprawmy się z nim szybko, żeby to już mieć za sobą. Koktajl jest robiony na miejscu, składał się ze szpinaku, kaki i paru innych składników. Miał ładną (i smaczną dekorację), ale środek był bardzo wodnisty, prawie pozbawiony smaku. Niedawno piłem w moim wiejskim warzywniaku zielony koktajl, który miał w składzie jabłko, kiwi, seler naciowy, natkę pietruszki i był bardzo smaczny – troszkę kwasku, troszkę cytrusowego aromatu od kiwi i specyficznego od pietruszki.
Zupy
Krem z pomidorów z kozim serem i pesto rukolowym – 12 PLN
Zupa bardzo trafiła w moje gusta – była uczciwym kremem z przecieranych pomidorów z bardzo dobrym balansem między kwaskiem i słodyczą. Coś podobnego jadłem tylko swego czasu w poznańskiej Frydze. Po prostu intensywność pozbawiona sztucznych dodatków czy kwasu, eksplozja pomidorowego smaku. Do tego kozi camembert, który po podgrzaniu trochę się ciągnął i lekko kontrastował słonością. Pesto rukolowe było ładną ozdobą, bez większego wpływu na smak.
Zupa tajska z krewetkami – 14 PLN
Zupa bardzo intensywna w smaku, pikantna, ale na granicy dla mnie akceptowalnej. Tylko nieco złagodzona mleczkiem, z kiełkami, warzywami, makaronem i krewetkami. Co prawda były tylko dwie, ale duże i ładne. Za 14 złotych to dość uczciwie. Rozgrzewająca i aromatyczna propozycja, zwłaszcza na chłodniejsze dni. Trochę brakowało aromatycznego i świeżego kontrastu w postaci natki ziołowej – np. kolendry lub bazylii.
Danie główne
Kotlety z kalafiora w płatkach kukurydzianych – 21 PLN
Bardzo ciekawe i smaczne danie. Panierka dodaje nutę prażono-orzechową, ale nie dominuje smaku kalafiora. Nie jest też mocno nasycona tłuszczem, co jest zaletą płatków w porównaniu z mąką. Kotletom towarzyszyło puree z topinambura – całkiem smaczne i w sporej ilości. Ja doprawiłem go jeszcze solą, żeby skontrastować ten jednolity, charakterystyczny smak, jaki daje topinambur. Dopełnieniem była salsa paprykowa z pieczonej papryki – o boskiej słodyczy i leciutkim kwasku. Jak widać na zdjęciu w formie ozdoby towarzyszy ulubione ziele szefa kuchni – rukola 🙂 .
Zupa dnia – krem z buraków
Trochę przypadkowa recenzja – zupa dnia. Spóźniłem się na lunch dnia, ale zupa została 🙂 Kremowa, zmiksowana, zbalansowany smak z nutką kwasu. Ładnie podana. Warto spróbować.
Pierś z kaczki w aromacie świeżych ziół na słodkich karmelizowanych pomarańczach w amaretto na lekkiej sałatce z krwistego szczawiu oraz grillowanym ziemniaku.
Pierś z kaczki… dla kogoś przyjeżdzającego z Poznania – intrygujące. Całość niestety mimo wyrafinowania i opowiedniej ceny (35 PLN) nie trafiła w moje gusta. Pierś była wysmażona/wypieczona „na dechę” czyli well done. Do tego był sos z soku pomarańczowego i amaretto, który był po prostu… „deserowy” czyli zabójczo słodki. Do tego migdałowe amaretto… bleeee….. żadnego kontrastu w typie pikantności chilli czy czerwonego pieprzu. Jakoś to zjadłem…. Zapomnijcie o szczawiu i ziemniaku. Nie uratują tego dania.
W zamian polecam ciągle kotlety z kalafiora (w tle widać) oraz indyk w otoczce z szynki crudo. udało się zachowac soczystość mięsa i wyraźny aromat wędzonki. Gratulacje za to danie.
Podsumowując
Czy wróciłbym tam jeszcze ? Tak. Na pewno jestem ciekawy past (nie makaronów !), własnego pieczywa, sałaty Panzanella. Dania były po prostu smaczne, co nie zawsze ma miejsce w lokalach wegetariańskich, bo ten rodzaj kuchni daje trochę mniejsze możliwości i jest bardziej wymagający dla szefa.
Ceny są przyzwoite, a lokal ma miłą atmosferę. Jeśli będziecie w pobliżu – warto zajrzeć. Niedaleko jest Galeria Bałtycka – zamiast jeść tam coś w przemysłowej Paszlandii – warto przejść przez ulicę na krótki spacer.