Nowe, klimatyczne miejsce w Poznaniu. Oprócz klimatu również pełne smaku. Kuchnia dość prosta, nieudziwniona, ale jednocześnie wyrafinowana i pięknie podana. Już od jakiegoś czasu korciło mnie,żeby ich odwiedzić i wreszcie się udało. Leniwe, niedzielne popołudnie, niewielu gości, nikt się nie spieszy… Idealny moment.
Wystrój
Odrestaurowana stara kamienica plus stoliki na zewnątrz. W środku panuje surowa, szaro-beżowa kolorystyka – stare, bielone drewno. Belki,które zostały z konstrukcji ścian tworzą ładną przestrzeń. Troche w stylu skandynawskim. Ładne, proste, białe naczynia i rewelacyjne,czerwone filiżanki do herbaty w komplecie z dzbankiem
Obsługa
Mimo niewielu gości w zasięgu wzroku zdaje się,żem miała co robić- stoliki na zewnątrz i na piętrze…. Całkiem przyzwoicie, ciekawostką jest,że byłem obsługiwany przed dwoje kelnerów na zmianę, co jeszcze chyba mi się nie zdarzyło…
Jedzenie
Przystawka
Tatar z łososia
Bardzo ładnie podany, z kaparami i czerwoną cebulką. W sumie wszystko zmieszane dawało delikatny, przyjemny smak. Mnie przypadło do gustu zaostrzenie go kaparami i mieszanka sałat jako dodatek. Do kompletu była mała bułeczka
Zupa
Krem z pieczonego czosnku
Zupa nie tak często spotykana w restauracjach. Krem był pyszny, miał aksamitną konsystencję i był skropiony oliwa truflową, co przyjemnie podkręcało smak. Może zamiast bułeczki lepiej by pasowała jakas forma grzanki, albo chociaż podgrzana bułeczka, ale to raczej szczegół nie ujmujący nic zupie.
Danie główne
Stek z polędwicy wołowej w sosie pieprzowym
Zaszalałem i wziąłem coś z wyższej półki, chociaż trzeba przyznać,że wybór dań jest niezwykle kuszący. Namiętność moich kubków smakowych targała mnie pomiędzy pieczoną kaczką, polędwiczką wieprzową w sosie kurkowym, pstrągiem z kremowym porem i owym stekiem. Miałem jednak ochotę na ten sos pieprzowy i on mnie przekonał – jak się w praktyce okazało, słusznie…
Stek był wysmażony zgodnie z zamówieniem – średnio. Soczysty, ładny kawałek mięsa, do tego pyszny sos pieczeniowy z ziarnami pieprzu. Szef widać kocha oliwe truflową, bo i w sosie dała się wyczuć. Całości dopełniały grillowane plastry warzyw oraz puree z niewiadomego dla mnie warzywa o szarym kolorze – być może bakłażan i trochę ziemniaków. Chyba bym wolał dobre, kremowe ziemniaczane, bo to było neutralne w smaku, no i ten kolor..
Niemniej jednak całość,z towarzyszeniem sosu była bardzo smaczna.
Na deser wziąłem panna cottę. Idealna konsystencja silikonu 🙂 Dość wytrawny deser, bo nie była prawie słodka, ale towarzyszyły jej śwież, troszkę podduszone maliny,które były posłodzone.
Podsumowując….
Ładne miejsce, którego nie powstydziłaby się Kopenhaga czy Bruksela. Prosta, ale smaczna kuchnia (muszę jeszcze spróbować innych specjałów…). W głośnikach niezobowiązujący chillowy jazz. Można przyjść samemu, we dwoje, można zaprosić gości biznesowych. Trzeba wziąć pod uwagę,że nie jest to fast food i na obiad trzeba przeznaczyć min ok godziny. Trochę kiepsko z parkowaniem, może lepiej przyjechać tramwajem…
Na pewno wrócę tam spróbować paru kuszących pozycji z menu, prawdopodobnie z moimi gośćmi
Byłam kilka razy, zazwyczaj jest ok., chociaż obsługa raczej powolna. Od strony podwórka jest parking dla gości i zazwyczaj są wolne miejsca.
Nie wiem czy tylko obsługa, całośc jest wolna – generalnie na obiad tam trzeba przeznaczyć około półtorej godziny…
bywam tam często i wiem, że zazwyczaj jest tam sporo rezerwacji i klientów „z ulicy”, to wpływa na szybkość obsługi. ale w tygodniu mają szybką ofertę lunchową, bez zbędnego czekania i za małe pieniądze.
Pani Magdalenie Górczewskiej za niezwykłą obsługę, kulturę osobistą i „urokliwość chwili”
– Koneser „żurku”