Dobrze zjeść blisko poznańskiego rynku i nie zbankrutować… Mission possible – jak się okazuje. Wystarczy zabłądzić na ulicę Masztalarską, tuż obok pl. Wielkopolskiego. Skrywa się tam restauracja Umami „Scena smaków”, do której po dość długich podchodach wreszcie udało mi się wybrać, nie tylko na ze względu na sentyment, jakim darzę tę nazwę. Warto było.
Wystrój i obsługa
Restauracja jest urządzana dość nowocześnie, a jednocześnie ma posmak klasycznej elegancji, nazwałbym to nienachalną elegancją. Prawdziwe serwetki, kanapy, krzesła z pokrowcami. Na ścianach akcenty teatralne – zdjęcia z przedstawień. W sumie- może nie na przyjęcie na wysokim szczeblu, ale na sympatyczny posiłek prywatny, czy służbowy – jak najbardziej.
W lokalu zdążyłem być już 2 razy, ponieważ za pierwszym razem byłem zbyt najedzony,żeby zamówić danie główne. Obsługa w postaci kelnera była życzliwa i zorientowana w menu, chociaż jako jedyny (lub jeden z niewielu) gość w restauracji trudno mi się wypowiedzieć, co do jej sprawności w momentach stresu. Ku mojemu zaskoczeniu pan kelner pamiętał, że byłem tydzień wcześniej i nawet co zamawiałem.
Przystawki
Vitello tonato (16 PLN)
Przystawkę tę niezbyt często można spotkać, ze względu na nietypowe połączenie mięsa i ryby. Delikatne, cieniutkie płatki cielęciny długo gotowanej, soczyste, odpowiednio kruche – nie gumowe i nie twarde, sos tuńczykowy z lekkim smakiem ryby, całkiem dobrze pasującym do lekkości cielęciny. Naprawdę warte spróbowania, porcja – jak na przystawkę – naprawdę solidna.
Zupa krem z pomidorów (7 PLN)
Gładki krem, intensywnie pomidorowy, dobra klasyka. W środku mozarella i świeża bazylia, którą warto wymieszać, bo dobrze uzupełnia kompozycję smakową, podobna trochę do tej z Villi Toscana. Dodatkiem była dobra, świeża bagietka.
Sałatka z burakiem, kozim serem i miodowo-orzechowym winegretem (15 PLN)
Ładnie zaaranżowana sałatka o objętości wystarczającej na samodzielne, lekkie danie obiadowe. Bazę stanowiły zmieszane sałaty – lodowa i karbowana, do tego był smaczny, słodkawy burak (chyba niestety tylko jeden…) oraz sporo kosteczek koziego sera typu feta. Poza tym świeży pomidor i ładne wstążki z ogórka. Miłym akcentem były jadalne dodatki – pędy groszku, kwiat storczyka i (już mniej jadalne) kwiaty lawendy. Lawendę można oczywiście zjeść, ale człowiek czuje się jak po kostce mydła. Całość dopełniał dressing z balsamico, miodu i mielonych orzechów. Szczerze mówiąc tej części dania byłem najbardziej ciekawy i jednocześnie miałem największe obawy. Nie spełniły się one i nie był on za słodki, ani zdominowany miodem.
Eskalopki cielęce z szynką parmeńską, puree ziemniaczanym i warzywami grillowanymi (30 PLN)
Kuchnia jak widać ma inklinacje w kierunku Włoch, więc skusiłem się na klasyka – saltimbocca. Nazwa ta znaczy „ skacze do ust” i w tym wypadku się to sprawdziło. Cienkie sznycle z cielęciny owinięte szynką parmeńską i liśćmi szałwii były obłędnie smaczne. Smak przysmażonego mięsa łączył się z wędzono-smażonym posmakiem szynki skontrastowanym ziołową szałwią. Do tego było podane puree ziemniaczane o absolutnie gładkiej konsystencji i okrągłym smaku, który podejrzewam o niejaką część wspólną z cielęciną. To, co czasem jest tylko kolorową ozdobą – warzywa – były wartościowym dodatkiem o przyjemnym posmaku grilla i właściwej konsystencji al dente. Mamma mia! To była najsmaczniejsza saltimbocca, jaką w życiu jadłem, zjadłem wszystko, co było na talerzu, mimo,że nie bardzo już miałem miejsce. Jak do tej pory najsmaczniejsze dania z cielęciny, jakie jadłem w Poznaniu.
Podsumowując…
Ciekawy lokal, urządzony nieco niegastronomicznie, ale ma np. przytulne, białe kanapy. Kuchnia z ambicjami włoskimi, na dobrym poziomie i bardzo przyzwoita cenowo. Świetny stosunek jakości do ceny. Obsługa zainteresowana klientem, zorientowana w potrawach. Warto zajrzeć będąc w pobliżu Rynku na małe conieco.