Racja armii australijskiej (CR1M) jest to zestaw przeznaczony na 24 godziny i jak do tej pory chyba najbogatszy z testowanych (zawiera 39 elementów). Wszystko jest upakowane w ciasną paczkę o wielkości amerykańskiej MRE, tylko grubsze. Takie pakowanie ma pewne konsekwencje, o których poniżej. Dodatkowo na torbie znajduje się ostrzeżenie, że zawiera różne alergeny – krótko mówiąc – dla zdrowych, normalnych żołnierzy.
Znakomita większość elementów jest wyprodukowana w Nowej Zelandii, co było dla mnie dziwne, ale jak mi wyjaśnił kolega z Australii – te dwa kraje są mocno powiązane, a armie korzystają z wzajemnych zasobów.
Zapraszam na recenzję racji armii australijskiej menu G, której zrobienie zajęło mi dwa tygodnie…
zawartość:
- wołowina w sosie
- kurczak po włosku
- makaron curry
- biszkopty
- ser topiony cheddar
- ciastko owocowe
- gruszki w syropie
- batony zbożowe o smaku morelowym
- cukierki czekoladowe
- czekolada
- zupa grochowa z szynką
- mleko skondensowane słodzone
- marmolada w tubce
- ekstrakt drożdżowy
- pasta czekoladowa w tubce
- suszona wołowina – przekąska
- napój czekoladowy
- napój izotoniczny – tropikalny
- cukierki miętowe
akcesoria:
- łyżka
- FRED – Field Ration Eating Device – otwieraczo-łyżeczka
- zapałki
- gąbka do mycia naczyń
- torebka z zamknięciem
- herbata (torebki)
- kawa rozpuszczalna
- guma do żucia, bez cukru o smaku limonki i cytryny
- sól i pieprz
- cukier
- keczup
- serwetka/papier toaletowy
śniadanie:
- makaron curry
- krakersy
- marmolada
- ekstrakt drożdżowy
- czekolada
- kawa
- ciastko owocowe
Makaron jest normalną „zupką chińską”, więc poradziłem sobie z przygotowaniem mimo braku instrukcji obsługi. W smaku jest znośny, nie jest pikantny (mimo, że curry), trochę w smaku czuć było starzenie. Krakersy były kompletnie połamane, co jest zrozumiałe przy foliowym opakowaniu tak ciasno upchanym. W smaku w miarę neutralne.
Marmolada cytrusowa zamknięta w tubce (chyba jedyna racja, w której widziałem takie opakowanie) jest naprawdę dobra – kwaskowata, odpowiednio słodka. Dodatkiem, przed którym miałem trochę obaw był ekstrakt drożdżowy – pasta, która jest spuścizną po Imperium Brytyjskim. W sklepach można kupić podobny produkt o nazwie Marmite lub Vegemite. To jest coś tak dziwnego i kontrowersyjnego, że albo się to lubi, albo nienawidzi. Kiedyś kupiłem Marmite i wylądowało w koszu. Tu jednak po kawałeczku przekonałem się do smaku i w efekcie zjadłem całe. Przypomina to nieco przyprawę Maggi (która też zawiera ekstrakt drożdżowy), ale nie jest tak słone.
Czekolada jest bardzo mało czekoladowa (kakao ok 20%) i nie przypadła mi do gustu. Kawa była przyzwoita, a ciastko bardzo oryginalne – miękkie, z kawałkami suszonych owoców i przyprawami w typie piernika. Niezbyt słodkie. Dość smaczne, ale miało jakiś gorzki posmak, może to sprawa starzenia.
obiad:
- zupa grochowa z szynką
- wołowina w sosie (250g)
- baton zbożowy z morelami
- cukierki Lifesavers
- kawa
- napój czekoladowy
Wszystkie elementy obiadu są wyprodukowane w Nowej Zelandii. Zupa jest lekko kremowa, na dnie znajdują się okruszki szynki, na górze grzanki. Jest to chyba najsmaczniejsza zupa w proszku jaką jadłem. Oczywiście jest to tylko zupa w proszku, ale nie zalatuje tak konserwantami i ma w miarę naturalny smak.
Danie główne – kawałki wołowiny, mięciutkie, nie mielone, w tłustym sosie – takim jak z długiego duszenia. Rewelacja ! Smakuje dosłownie jak domowe, nie potrzeba żadnego przyprawiania – taki uczciwy gulasz wołowy, najlepiej to jeść z krakersami lub chlebem
Baton zbożowy w wykonaniu nowozelandzkim to trochę inna koncepcja niż europejska lub amerykańska – rodzaj pełnoziarnistego ciastka z nadzieniem morelowym, całkiem smaczne. Kawa też zasługuje na pochwałę – ma goryczkę, brak dziwnych zapachów.
Najgorzej wypadł napój czekoladowy – trochę za słodki i trochę za mało mleczny – oraz cukierki – bardzo ładnie wyglądają, są trochę słodkie, ale jaki mają smak… ? Nie potrafię określić, nie są ani owocowe, ani cytrusowe… Istnieje ich wersja miętowa – prawdopodobnie smaczniejsza.
przekąski:
- napój izotoniczny – tropikalny
- suszona wołowina
- cukierki czekoladowe
Ze względu na dużą ilość elementów zdecydowałem się dodać dodatkowy posiłek. Suszona wołowina mnie pozytywnie zaskoczyła – przede wszystkim dlatego, że była mielona i nie trzeba było sobie wyłamywać zębów, ani jej rozmiękczać. Smaczny był tez dodatek pieprzu, natomiast zaskakujące było to, że była… słodzona. Ten dodatek można było sobie darować.
Cukierki to typowe czekoladowe draże w stylu M&M, trochę już widać było po nich upływ czasu, ale dały się zjeść. Napój izotoniczny jest słodszy niż wersje europejskie, ale całkiem przyjemny. Ta torebka wystarczy na zrobienie litra napoju.
kolacja:
- kurczak po włosku (250g)
- krakersy słodkie
- gruszki w syropie
- past czekoladowa
- ser topiony cheddar
- keczup, sól, pieprz
- guma do żucia cytrynowo-limonkowa
Słodkie krakersy są naprawdę dość słodkie, dobrze pasują z pastą czekoladową (australijską), ale trochę gorzej z cheddarem (też z Australii), który sam w sobie jest dobry.
Danie główne (Nowa Zelandia) jest wyśmienite – są kawałki pomidorów (29%), kurczaka (25%) i makaronu, doprawione ziołami włoskimi – pyszne ! Można trochę posolić i popieprzyć, ale niekoniecznie. Danie również jest zapakowane (tak jak wołowina) w torebkę, która ma rozkładane dno i może samodzielnie stać. Szkoda, że wszystkie racje tego nie stosują – proste i praktyczne.
Gruszki w syropie są smaczne, nie za miękkie, nie za twarde, nie są też zbyt słodkie. Przy okazji cheddara i gruszek wypróbowałem FREDa jako otwieracz – rewelacja! – bardzo ostry i otworzenie puszek zajęło kilkanaście sekund.
Na koniec spróbowałem gumy o smaku, który trudno u nas kupić – może niezbyt odświeżająca, ale całkiem smaczna – lekko kwaśna, nie za słodka.
Podsumowując – to jedna z ciekawszych racji, jakie miałem, zawiera bardzo dużo elementów, w tym ciekawych akcesoriów. Dania główne są wyjątkowo smaczne.
Recenzja wideo w jęz. angielskim:
Racja dostaje stopień