Bar Kim-iPho, Warszawa, al. Jerozolimskie 51

Kolejna wizyta w Warszawie – tym razem al. Jerozolimskie , z elementem kulinarnym – Bar Kim-iPho  . Chciałem zwrócić uwagę na ten bar, bo jest tego wart. Wypatrzyłem już go dość dawno, ale podczas pobytu w Warszawie nie układało mi się, żeby go odwiedzić. Mieści się naprzeciwko Pałacu Kultury i Nauki i blisko Dworca Centralnego, co czyni go łatwo dostępnym dla takich przyjezdnych jak ja. W związku z tym, że jest to bar samoobsługowy pominę część mojej zwyczajowej recenzji, chociaż należy podkreślić, że na dania czekałem bardzo krótko – dosłownie kilka minut na zupę, może 10 minut na drugie. Zmodyfikowałem tę recenzję, ponieważ udało mi się zawitać ponownie w Kim-iPho (luty 2015).

 

Bar Kim-Ipho, Warszawa, al. Jerozolimskie 51

Bar Kim-Ipho, Warszawa, al. Jerozolimskie 51

Wystrój

Lokal składa się z 2 poziomów. Na parterze jest bardzo mało miejsca, ale na górze można wygodnie usiąść, nawet na czymś w rodzaju kanapy. Wystrój generalnie jest znośny, nie ma zbyt wielu plastikowych kwiatów. Jak na bar może być.  Dodatkową atrakcją, której nigdzie jeszcze w barze nie widziałem są pudełka chusteczek z Biedronki, chyba zamiast serwetek (?). Pewnym zaskoczeniem jest brak ogrzewania. Kiedy ja tam byłem to na dworze był mróz i w lokalu było dość chłodno. Co prawda na piętrze jest ogrzewacz gazowy,ale ogrzewa on tylko najbliższe stoliki. Obiad zjadłem w kurtce, ale bez rękawiczek. Pozytywnym zaskoczeniem było to, że konsumpcja nie odbywała się z plastikowego talerza i za pomocą plastikowych sztućców.

Jedzenie

Menu jak to w takim lokalu jest bardzo długie. Z kilku podstawowych składników można złożyć dużą ilość dań.

Udko drobiowe na gorącym półmisku – 17 zł

Ja się zdecydowałem na udko drobiowe na gorącym półmisku. Do tego porcja ryżu i typowej dla wietnamskich barów surówki z kapusty- słodko-kwaśnej. Samo mięso było dobrze upieczone i miejscami nieco wysuszone wskutek odgrzewania. Można się tez przyczepić, że było pokrojone w plastry hmmm dość brutalnie, bo z kawałkiem chrząstki. Pod spodem znajdowało się „łóżeczko” z warzyw. Samo mięso nie było jakoś specjalnie przyprawione,ale okazało się,że tę potrawę należy jeść w całym pionowym przekroju, czyli razem z warzywami i sosem, który był pod nimi. I to już naprawdę było dobre. Umiarkowanie pikantny sos, pełen wschodnich przypraw nadawał smak całości. Surówka tez mi odpowiadała, była świeża i chrupiąca. Kurczaka przyprawiłem sobie sosem czosnkowym ,który stał na stoliku wraz z trzema innymi (przypominającymi kisiel z chilli lub płatkami czosnku…). Całość za 17 zł. Najadłem się do syta i mimo powyższych mankamentów – dość smacznie.

Udko drobiowe na gorącym półmisku - Bar Kim-iPho, Warszawa

Udko drobiowe na gorącym półmisku – Bar Kim-iPho, Warszawa

Zupa Pho z wołowiną – 8 PLN mała porcja

Po mojej pierwszej wizycie obiecałem sobie, że jej spróbuję – w końcu to klasyka. Otrzymałem miskę gorącej, pachnącej zupy, która mogłaby być samodzielnym daniem na średni głód – miała około 15 cm średnicy! Obok mnie klient konsumował wersję dużą (12 PLN) – miska była wręcz olbrzymia.

Zupa ta jest esencjonalnym bulionem, pachnącym trawą cytrynową, z pływającymi na wierzchu szczypiorkiem i świeżą natką kolendry, które nadają mu chrupkości. Dużą część miski wypełnia prawidłowy, plaski makaron ryżowy oraz kiełki fasoli mung. Całość można przyprawić sokiem z cytryny, która jest podawana obok miski. Zupa zawiera dość bogaty zestaw przypraw, ale  nie jest pikantna. Zdecydowanie polecam.

Zupa pho z wołowiną - Bar Kim-iPho, Warszawa

Zupa pho z wołowiną – Bar Kim-iPho, Warszawa

Wieprzowina satay – 17 PLN

Danie pochodzi z sekcji menu „specjalność zakładu”. Kompozycja dania jest jak powyższego kurczaka – czyli ryż i standardowa surówka z kapusty (którą zresztą bardzo lubię). Spodziewałem się co prawda mięsa nadzianego na patyczki i dodatku orzechów ziemnych, ale najwyraźniej mięso już zdjęto z patyczków, a kucharz miał trochę inną fantazję jeśli chodzi o przyprawy.

Mięso w postaci cienkich płatków było mięciutkie, nie pochodziło z jakiś obrzynków z błonami tylko z uczciwej części prosiaczka. Całość zanurzona w sosie z wyczuwalnym smakiem sosu sojowego, świeżej chilli, lekkiej słodyczy. Mięsu towarzyszyły kiełki fasoli i smażona cebula. Danie trzymało balans słodko-pikantny, ale o ostrości dla mnie akceptowalnej. Jeśli ktoś chce coś pikantniejszego to na stole stoją do dyspozycji sosy.

Wieprzowina satay - Bar Kim-iPho, Warszawa

Wieprzowina satay – Bar Kim-iPho, Warszawa

Reasumując

Zrozumcie mnie dobrze. To nie jest wytworny lokal, ale jedzenie jest całkiem przyzwoite. Rządzi tam dwóch kucharzy : Wietnamczyk oraz drugi z Bangladeszu. Smaki są w miarę autentyczne, dobre, niedrogie i do syta. Jeszcze się tam pojawię 🙂

Kim IPho

 

Bar Bulaj , Sopot , al. Mamuszki 22

Sopot może zaliczyć to miejsce do swych atrakcji, bo zespół restauracji przygotowywał potrawy na stół prezydenta Komorowskiego, ale jak tam mi smakowało…? Tym razem korzystając z pobytu nad morzem wybrałem się do znanego baru/restauracji Bulaj. Znanego, bo czytałem w czasopismach kulinarnych na temat finezji szefa kuchni. Od dawna nie było mi tak trudno wyrazić swojego zdania na temat jakiegoś lokalu. Właściwie co do wszystkich elementów moje uczucia są mieszane.

Wystrój i obsługa
Wystrój jest prosty i nawiązujący do nazwy oraz widoku, którego może pozazdrościć wiele lokali – plaża i morskie fale. Nie nazwałbym tego morską restauracją, ale raczej barem czy bistro. Mało tam autentycznych morskich/statkowych gadżetów, nie zauważyłem też (ale być może za mało się rozglądałem) tytułowego bulaju, o który na wybrzeżu chyba nie tak trudno. Nie pracował tam raczej dekorator wnętrz, a jeśli już to taki, którego bym osobiście nie zatrudnił. Ze względu na porę roku obecny był tez stroik świąteczny z kompozycją figuralną, która pasowała do reszty jak… ryba do roweru…
Niemniej jednak było czysto i schludnie. W sezonie zdaje się czynny jest też namiot na dworze.

Bar Bulaj , Sopot , al. Mamuszki 22

Bar Bulaj , Sopot , al. Mamuszki 22

Obsługa
Zawitałem do lokalu o nietypowej porze- pół godziny po otwarciu. Obsługa po krótkim powitaniu zajęła się swoimi czynnościami, w tym wkładaniem menu do kart, ale po jakiś 5-10 min ktoś do mnie podszedł. Atmosfera panująca w lokalu jest pierw

szym z moich mieszanych wrażeń. Moja wizyta była na luzie, nie spieszyło mi sie za bardzo, było to nieformalne… Załoga na sali była zajęta swoimi sprawami i swobodną rozmową. Z jednej strony to fajnie, w takim barze słuchać różnych rzeczy czuć sie prawie jak jeden z nich, z drugiej strony… to nie jest styl restauracji, gdzie obsługa jest skupiona na kliencie i jego potrzebach. Ciekaw jestem jak to wygląda po południu,kiedy przychodzą goście na poważny obiad. Tego dnia był już ustawiony stół na 8 osób i przyjęto przy mnie jeszcze rezerwację na 6.
Nie wiem zatem, czy jest to bar, gdzie się wpada na coś do jedzenia przy plaży,czy też wykwintna restauracja (sądząc po menu i cenach). Jest jakby niezdecydowanie i rozdźwięk. Kiedyś w radiowej Trójce był taki pomysł-co innego widzisz, co innego słyszysz. I tu jakby to było zastosowane.

Jedzenie

zupa
Coż można zamówić w barze na plaży jak nie zupę rybną. Upatrzyłem sobie już w domu rybną soljankę (12 zł). Zupa, z towarzyszeniem dwóch rodzajów pieczywa przybyła na stół po około 10 minutach. Miała czerwonawy kolor, pływały w niej listki tymianku i miała piękny, rybny zapach. Ale tu obiecujące wrażenia się kończą. Zupa zawierała warzywa, w tym ogórki kiszone, kawałki ryby (trudno stwierdzić czy więcej niż jeden rodzaj). Niestety była nijaka w smaku. Nie była słono-kwaśna, jak można by się po soljance spodziewać, nie była też mocno rybna. Po dosoleniu i popieprzeniu stał się trochę bardziej wyrazista, ale mimo wszystko smakowała jakby kucharz nie mógł się zdecydować jaki jej smak nadać. Nie dojadłem do końca, to nie moje rewiry smakowe…

Zupa rybna soljanka - Bar Bulaj

Zupa rybna soljanka – Bar Bulaj

przystawka
Zamiast głównego dania zamówiłem przystawkę (w cenie dania głównego) mając na uwadzę wczesną porę i żołądek sponiewierany świątecznymi perypetiami. Moją przystawką był holenderski matjas z plackami ziemniaczanymi. To danie -dla odmiany – było dobre. Placuszki były miniaturowe i letnie i towarzyszyła im sałatka porowo-jabłkowo-śmietanowa (przepraszam szefa kuchni, jeśli coś pominąłem). Sam matjas był niewiarygodnie dobry. Śledź solony,wymoczony, przekrojony wzdłuż, do ogona, gruby na centymetr, tłusty i o konsystencji smarownej wręcz. Takie specjały trudno upolować w polskich sklepach. Wszystko razem pasowało do siebie – słodko-kwaśna sałatka, placki i lekko słony i tłusty śledź. Nie wiem czy to jest warte tej ceny (24zł),ale jeśli nie próbowaliście takich śledzi to warto się skusić.

Holenderski matjas z plackami ziemniaczanymi - Bar Bulaj

Holenderski matjas z plackami ziemniaczanymi – Bar Bulaj

Reasumujac
Moje wrażenia są mieszane. Wynikają zarówno z tego co zobaczyłem w tym lokalu,jak i z tego co w nim zjadłem. Patrząc na dość ambitną kartę i dużą półkę (i lodówkę) z winami widać, że to poważny lokal (była tez ciekawa lodówka z deserami… natomiast herbata,którą dostałem niebezpiecznie przypominała wyrób herbatopodobny typu Saga lub Tetley…). Nie bez wahania, ale poszedłbym tam raz jeszcze na jakieś danie główne i deser. Widać, że lokal ma gości, co być może jest tez zasługą jego położenia na plaży, ale serwowanie w Pałacu Prezydenckim tez się nie wzięło znikąd…
Idźcie sami i spróbujcie.