Restauracja Oranżeria w Gdańsku przy ulicy Stachury 6- na Garnizonie – to lokal otwarty 21.06.2020, który obserwowałem już podczas jego budowy. Po zapoznaniu się z jego ciekawym menu od razu zdecydowałem o przetestowaniu. Doświadczenie okazało się pozytywne pod wieloma względami – smaku, obsługi, koncepcji kulinarnej – zapraszam na recenzję – chyba pierwszą w jego historii.
Na początek mała dygresja – byliśmy zdaje się w drugim dniu otwarcia. Dania, które sobie upatrzyliśmy – zrazy z dzika i pierogi z kaczki (oraz oranżada) skończyły się o godzinie 18. Kelner nas za to przeprosił i wyjaśnił, że oranżada się zbyt przegazowała (chyba ze względu na temperaturę) i nie nadaje się do podania, pozostałe dania po prostu cieszą się nadspodziewaną popularnością. Jest to całkiem usprawiedliwione – w pierwszym tygodniu działania lokalu trudno przewidzieć jak będą „schodzić” poszczególne pozycje menu. Karta jest jednak tak bogata i zachęcająca, że spokojnie wybrałbym 3-4 inne propozycje.
Dania w karcie oznaczone są papryczką jeśli są ostre – to oczywiście subiektywne odczucie, dla naszych kubków smakowych brak papryczki nie oznaczał wcale łagodnego dania. Warto zapytać obsługę, czy w składzie jest np. chilli.
Wystrój i obsługa
Restauracja składa się z dwóch części – oranżerii i sali wewnątrz. Większa część to oranżeria, ale stoliki wewnątrz mają też zapewnione sporo światła i prywatności. Wyposażenie jest trochę „domowe”, ale jednocześnie jest nowe, głównie naturalne drewno, wygodne siedzenia, dużo zieleni. Pachnie świeżością i czystością.
Mnie odstraszają zakurzone wnętrza, które są urządzone z przypadkowych mebli zebranych na wystawkach, może niosących swoją historię, ale też nie wiadomo co jeszcze… Nie przepadam też za wystrojem z europalet. Oranżerii udało się uniknąć obu tych schematów. Ładna, oryginalna zastawa.
Mieliśmy kontakt z dwojgiem kelnerów – chłopak był głównym, ale też dziewczyna, której pytaliśmy się o jakieś rzeczy. Póki co – pełni entuzjazmu – otwarci na uwagi, sprawni. Czas oczekiwania (sala była pełna w ponad połowie) – naprawdę przyzwoity.
Napoje
To osobny, ciekawy rozdział. Ponieważ byliśmy w pierwszych dniach po otwarciu – zaserwowano nam lampkę wytrawnego prosecco z truskawką. Zamówiliśmy domową lemoniadę i domowy tonic. Przyznaję, że domowego tonicu jeszcze nie widziałem w żadnej restauracji.
Lemoniada była na dobrym poziomie, nie do końca mogę ją ocenić, bo nie wymieszaliśmy jej (ani nie wymieszała jej obsługa) – efekt był taki, że na początku była wytrawna, a przy dnie szklanki – bardzo słodka. Myślę, że odpowiednio podana będzie bardzo dobra.
Domowy tonic jest wyśmienity (przynajmniej dla miłośnika tego napoju, którym jestem) – jest lekko słodki, a przede wszystkim ma bogaty bukiet ziołowy i lekka goryczkę.
Tatar wołowy
Pierwsze wrażenie wzrokowe nie było zbyt imponujące. Najczęściej tatar występuje jako osobno podane mięso i dodatki – umożliwia to ładniejszą kompozycję i lepsze kolory (zwłaszcza, jeśli osobno jest kontrastowe żółtko). Tutaj tatar został już wymieszany z częścią przypraw – np. cebulą i musztardą. Osobno jest jeszcze czerwona cebula, grzybki i ogórek konserwowy – wszystko pięknie posiekane w brunoise.
Ostatnim dodatkiem są cienkie frytki, chrust ziemniaczany, który jest trochę z kosmosu w tym daniu i mi nie bardzo pasował, ale zaliczmy go jako ozdobę.
Ten wygląd obronił się po pierwszym kęsie – świetna harmonia słoności, kwasowości i pikantności z mięsem. Brać w ciemno !
Wątróbki drobiowe w boczku
Po lekturze opisu tego dania w menu nie mogłem odpuścić – zestaw smaków, które to danie obiecywało był zbyt kuszący.
Moje za bardzo rozbudzone oczekiwania doczekały się częściowego spełnienia. Wątróbka miękka, do tego wędzony i słony smak boczku. Słodycz wiśni i przyjemna tekstura fig (w smaku nie za wiele wnosiły, ale przyjemne na języku). Nieco się czepiam, ale być może mogłoby tu być troszkę wiecej goryczki (może inna wątróbka ?), może odrobinę więcej dymu z boczku z domowej wędzarni… Mimo wszystko warte spróbowania.
Żeberka BBQ
Danie dla mięsnych twardzieli. Bardzo ładnie podane, frytki w gustownym mini-koszyczku do frytownicy, sos jest na mięsie oraz w słoiczku. Salsa (pięknie pokrojona, jeszcze raz gratulacje dla mistrza noża). Główny element – czyli akordeon z żeberek marynowanych, potem mocno zgrillowanych i nieco podwędzonych dymem.
Frytki całkiem poprawne, ich rozmiar i ilość przyczynia się do uspokojenia wyrzutów sumienia :), do tego dania to w zupełności wystarczy. Mięso mocno zgrillowane, nawet na granicy suchawego, ale bez problemu jadalne, pięknie odchodzi od kości. Przesączone marynatą – harmonia smaków słonych i pikantnych, lekkiej słodyczy. Danie jest dość pikantne (mimo, że nie ma symbolu papryczki w menu) – jak dla mnie – na mojej granicy, nie używałem zatem dodatkowego sosu ze słoiczka.
Sos Danielsa dodaje wilgoci i pikantności, nie dodaje natomiast smaku „Danielsa”. Mam porównanie do popularnego (i mojego ulubionego) sosu w duńskiej sieciówce z grillem (Jensen’s Bøfhus) . Możecie pomstować, że to sos wytwarzany przemysłowo, ale tam ten aromat i smak kukurydzianego bourbona było czuć wyraźnie. Wierzę, że zdolni kucharze z Oranżerii dopracują ten detal.
Poduszki gnocchi
To niepozorne danie okazało się królem całego posiłku. Jest dopracowaane w szczegółach i widać, że kuchnia ma pojęcie i doświadczenie w tym asortymencie. Ciasto jest aksamitne, mięciutkie i ma idealną konsystencję. Na talerzu nie czekają jednak włoskie kopytka, ale stwory nadziewane mieszanką koziego sera i pasty truflowej. Samo nadziewanie też nie jest łatwe przy tak miękkim cieście – więc tym bardziej ukłony dla szefa. Żaden z gniocchi nie był otwarty, naruszony, uszkodzony.
Wewnątrz – eksplozja smaku – aksamitny twarożek kozi i intensywne trufle. Wszystko otoczone maślanym sosem i szparagami al dente. Sos zawiera też element pikantny – papryczkę chilli. Do pożarcia w mgnieniu oka !
Zobaczcie też aktualną kartę obiadową – czerwiec 2020, z drugiej strony jest równie ciekawa karta śniadaniowa ! Też spróbuję ją przetestować.
Podsumowanie
Udana, przemyślana i niezmanierowana restauracja. Widać dobre rzemiosło w kuchni i przemyślane potrawy – z jednej strony próbujące trafić w szerokie gusta, z drugiej strony – wyróżnić się czymś ciekawym. Jak na tę jakość i lokalizację – naprawdę przyzwoite ceny. Karta deserów dopiero powstaje, ale jest już lodówka z ciasteczkowymi propozycjami. My nie byliśmy w stanie nic już wcisnąć ;
) .
Na pewno pojawię się tam na degustację innych propozycji z menu. Wierzę też, że menu bedzie się zmieniać zgodnie z sezonowością dostępnych składników.