Kolejna wizyta w Warszawie – tym razem al. Jerozolimskie , z elementem kulinarnym – Bar Kim-iPho . Chciałem zwrócić uwagę na ten bar, bo jest tego wart. Wypatrzyłem już go dość dawno, ale podczas pobytu w Warszawie nie układało mi się, żeby go odwiedzić. Mieści się naprzeciwko Pałacu Kultury i Nauki i blisko Dworca Centralnego, co czyni go łatwo dostępnym dla takich przyjezdnych jak ja. W związku z tym, że jest to bar samoobsługowy pominę część mojej zwyczajowej recenzji, chociaż należy podkreślić, że na dania czekałem bardzo krótko – dosłownie kilka minut na zupę, może 10 minut na drugie. Zmodyfikowałem tę recenzję, ponieważ udało mi się zawitać ponownie w Kim-iPho (luty 2015).
Wystrój
Lokal składa się z 2 poziomów. Na parterze jest bardzo mało miejsca, ale na górze można wygodnie usiąść, nawet na czymś w rodzaju kanapy. Wystrój generalnie jest znośny, nie ma zbyt wielu plastikowych kwiatów. Jak na bar może być. Dodatkową atrakcją, której nigdzie jeszcze w barze nie widziałem są pudełka chusteczek z Biedronki, chyba zamiast serwetek (?). Pewnym zaskoczeniem jest brak ogrzewania. Kiedy ja tam byłem to na dworze był mróz i w lokalu było dość chłodno. Co prawda na piętrze jest ogrzewacz gazowy,ale ogrzewa on tylko najbliższe stoliki. Obiad zjadłem w kurtce, ale bez rękawiczek. Pozytywnym zaskoczeniem było to, że konsumpcja nie odbywała się z plastikowego talerza i za pomocą plastikowych sztućców.
Jedzenie
Menu jak to w takim lokalu jest bardzo długie. Z kilku podstawowych składników można złożyć dużą ilość dań.
Udko drobiowe na gorącym półmisku – 17 zł
Ja się zdecydowałem na udko drobiowe na gorącym półmisku. Do tego porcja ryżu i typowej dla wietnamskich barów surówki z kapusty- słodko-kwaśnej. Samo mięso było dobrze upieczone i miejscami nieco wysuszone wskutek odgrzewania. Można się tez przyczepić, że było pokrojone w plastry hmmm dość brutalnie, bo z kawałkiem chrząstki. Pod spodem znajdowało się „łóżeczko” z warzyw. Samo mięso nie było jakoś specjalnie przyprawione,ale okazało się,że tę potrawę należy jeść w całym pionowym przekroju, czyli razem z warzywami i sosem, który był pod nimi. I to już naprawdę było dobre. Umiarkowanie pikantny sos, pełen wschodnich przypraw nadawał smak całości. Surówka tez mi odpowiadała, była świeża i chrupiąca. Kurczaka przyprawiłem sobie sosem czosnkowym ,który stał na stoliku wraz z trzema innymi (przypominającymi kisiel z chilli lub płatkami czosnku…). Całość za 17 zł. Najadłem się do syta i mimo powyższych mankamentów – dość smacznie.
Zupa Pho z wołowiną – 8 PLN mała porcja
Po mojej pierwszej wizycie obiecałem sobie, że jej spróbuję – w końcu to klasyka. Otrzymałem miskę gorącej, pachnącej zupy, która mogłaby być samodzielnym daniem na średni głód – miała około 15 cm średnicy! Obok mnie klient konsumował wersję dużą (12 PLN) – miska była wręcz olbrzymia.
Zupa ta jest esencjonalnym bulionem, pachnącym trawą cytrynową, z pływającymi na wierzchu szczypiorkiem i świeżą natką kolendry, które nadają mu chrupkości. Dużą część miski wypełnia prawidłowy, plaski makaron ryżowy oraz kiełki fasoli mung. Całość można przyprawić sokiem z cytryny, która jest podawana obok miski. Zupa zawiera dość bogaty zestaw przypraw, ale nie jest pikantna. Zdecydowanie polecam.
Wieprzowina satay – 17 PLN
Danie pochodzi z sekcji menu „specjalność zakładu”. Kompozycja dania jest jak powyższego kurczaka – czyli ryż i standardowa surówka z kapusty (którą zresztą bardzo lubię). Spodziewałem się co prawda mięsa nadzianego na patyczki i dodatku orzechów ziemnych, ale najwyraźniej mięso już zdjęto z patyczków, a kucharz miał trochę inną fantazję jeśli chodzi o przyprawy.
Mięso w postaci cienkich płatków było mięciutkie, nie pochodziło z jakiś obrzynków z błonami tylko z uczciwej części prosiaczka. Całość zanurzona w sosie z wyczuwalnym smakiem sosu sojowego, świeżej chilli, lekkiej słodyczy. Mięsu towarzyszyły kiełki fasoli i smażona cebula. Danie trzymało balans słodko-pikantny, ale o ostrości dla mnie akceptowalnej. Jeśli ktoś chce coś pikantniejszego to na stole stoją do dyspozycji sosy.
Reasumując
Zrozumcie mnie dobrze. To nie jest wytworny lokal, ale jedzenie jest całkiem przyzwoite. Rządzi tam dwóch kucharzy : Wietnamczyk oraz drugi z Bangladeszu. Smaki są w miarę autentyczne, dobre, niedrogie i do syta. Jeszcze się tam pojawię 🙂