Dawno już zapowiadałem nowy cykl opowiadający o ulubionych akcesoriach kuchennych. Czasem większych, czasem mniejszych, ale takich, które naprawde się przydają, albo po prostu … je lubimy. Zapraszam też do opowiadania o Waszych ulubionych akcesoriach i historiach z nimi związanych.
Co to jest i jak się znalazła w moim domu ?
Bohaterem mojej pierwszej opowieści jest chyba najstarszy przedmiot kuchenny, który sam kupiłem. Nie jest to wcale błyszczący Kitchen Aid, ani designerskie szczypce do spaghetti. Rzecz wydaje się niepozorna i banalna, ale… jest wyjątkowa. To obieraczka do warzyw firmy Pedrini.
Nie tak często wyroby tej firmy można dostać w sklepach. Ja ją kupiłem około roku 1996, czyli ma już 20 lat. Nabyłem ją w nieistniejącym już, jednym z pierwszych sklepów z wyposażeniem wnętrz w Trójmieście – M3 – w Oliwie, przy Grunwaldzkiej. Dziś na jego miejscu stoją nowe budynki UG/Media Markt.
Dlaczego ją lubię ?
Jest dość duża, rękojeść wypełnia całą moją dłoń. Uchwyt jest gruby, zrobiony z 2 rodzajów gumowatego tworzywa sztucznego i świetnie trzyma się w ręce. Tym się wyróżnia od wielu obieraczek, które mają cienką rękojeść (nawet taka firma jak Zwilling produkuje taką cieniznę) i nie dają takiej pewności chwytu i szybkości. Pomimo swoich lat jest nadal ostra i bardzo lubię jej używać, szybko i pewnie cienkie obierki śmigają z warzyw. Tylko do szparagów kupiłem inną, ostrzejszą, z ostrzem poprzecznym do rękojeści.
Dodatkową funkcją tej obieraczki są ząbki na krawędzi. Zapewne służą do skrobania warzyw, ale ja tego używam z dobrym skutkiem do zdejmowania łusek z ryb 🙂 . Ciekawe, czy twórcy przyrządu na to wpadli.
Nic dziwnego, że jak niedawno zobaczyłem w TKMax zester Pedrini to go natychmiast kupiłem, choć rzadko używam…
Tego typu obieraczka to dla mnie idealny przyrząd do drylowania wiśni 🙂
Jak się uprzeć to można nim wykroić środek jabłka bez przecinania 🙂