Śledzie curry (karrysild) to klasyka duńskiej kuchni, mało znana w Polsce. W Danii można je kupić w każdym sklepie – w sosie majonezowo-śmietanowym przyprawionym curry. Ten przepis to wersja na śledzia marynowanego, bez sosu, który zawsze możecie sobie dorobić. Przyznaję, że mam słabość do śledzi curry, mogę je jeść łyżką.
Poniższy przepis pochodzi od Adama Aamanna – duńskiego kucharza, który ma restaurację w Kopenhadze na naprawdę wysokim poziomie – www.aamanns.dk specjalizującą się w kuchni skandynawskiej, w tym w sztuce (nieprzypadkowe słowo) duńskich kanapek. Zachęcam do poczytania o nim.
Duńskie śledzie curry
Składniki:
12 tłustych filetów śledziowych typu matjas
Zalewa:
Przyprawy:
1 łyżka ziaren pieprzu
1 łyżka nasion kolendry
5 ziaren ziela angielskiego
1 łyżka nasion kopru włoskiego
1 łyżeczki nasion kozieradki
5 kardamonów zielonych
Reszta zalewy:
400ml octu spirytusowego
350ml cukru
200ml soku jabłkowego lub wody
1 duża cebula
2 świeże chilli (można zastąpić suszoną, ostrość wg Waszego gustu)
4 liście laurowe
1 laska cynamonu
1 łyżka mielonej kurkumy
2 łyżki curry w proszku
5 cm świeżego imbiru w plastrach
Jak to zrobić ?
Upraż przyprawy na patelni suchej, aż zaczną pachnieć.
Dodaj je do pozostałych składników zalewy, zagotuj i gotuj 15 min na małym ogniu
Wystudź zalewę
Zalej pokrojone śledzie i wstaw do lodówki na min. 3 dni, najlepiej na tydzień. Śledzie powinny zostać w całości przykryte zalewą
Do podania można dodać puree jabłkowe, bitą śmietanę, marynowaną cebulę, koperek.
Duszona cykoria z gorgonzolą to proste, wegetariańskie danie na lekki obiad lub przystawkę. Chrupka cykoria, kwaskowatość pomidorów i cytryny i pikantność pleśniowego sera. Na dodatek proste w przygotowaniu – czego więcej trzeba?
Składniki:
4 cykorie
4 szalotki lub 2 cebule średnie
2 dymki lub szczypior
puszka pomidorów w kawałkach (400g)
3 łyżki oliwy z oliwek
2 łyżki masła
150g gorgonzoli lub innego sera z niebieską pleśnią
150ml białego wina
1/2 szklanki bulionu lub wody
opcjonalnie: szczypta szafranu, chilli
cytryna,natka pietruszki
sól, pieprz
Duszona cykoria z gorgonzolą
Jak to zrobić?
Cykorii odetnij końcówki, najlepsze są cykorie zbite, twardsze-nie będą się rozsypywać
Przekrój je wzdłuż, cebulę pokrój w piórka lub półtalarki, dymkę/szczypior na małe kawałki
Jeśli stosujesz szafran namocz go w małej ilości wody i potem trochę rozetrzyj w moździerzu
Masło i oliwę rozgrzej w patelni i lekko zrumień cykorie. Dodaj cebulę i dymkę i podduś
Dodaj wino, trochę odparuj, potem pomidory, bulion lub wodę, szafran i dobrze wymieszaj
Ser podziel na kawałki i wrzuć do patelnie, lekko przemieszaj, można trochę doprawić chilli.
Na małym ogniu duś ok 20 min
Przy wydaniu wyjmij cykorię i dopraw sos – trochę oliwy, soku z cytryny i otartej skórki, posiekanej natki pietruszki, ew. soli
Nadaje się do odgrzewania.
Smacznego !
Przepis wynalazłem na YT (w jęz. niemieckim): https://www.youtube.com/watch?v=rOF4dKqA28I
Ogórki kiszone po libańsku to ciekawa alternatywa dla tradycyjnego przepisu, jest trochę bardziej pikantna i ma nieco inny zapach (bo nie ma kopru). Jeśli chcecie sobie wyobrazić jak to smak na podstawie przypraw – to nie da rady 🙂 – wszystkie dają lekki wkład do smaku i żadna nie dominuje. Przepis wynalazłem na Youtube.
Ogórki kiszone po libańsku
Składniki (na 1 słoik):
ogórki
gorąca solanka (2 płaskie łyżki soli na 1 litr wody)
4 zgniecione ząbki czosnku
½ łyżeczki ziaren pieprzu
½ łyżeczki ziaren gorczycy
1 łyżeczka nasion kopru włoskiego
3 goździki
5 ziaren ziela angielskiego
2 małe liście laurowe
2 zielone kardamony
mała suszona chilli (ja dałem na czubek łyżeczki kruszonej)
Przygotowanie jest bardzo proste – umyte ogórki do słoika, wrzucamy przyprawy i zalewamy gorącą solanką. Powinno się kisić ok. tygodnia w temperaturze pokojowej.
Restauracja Oranżeria w Gdańsku przy ulicy Stachury 6- na Garnizonie – to lokal otwarty 21.06.2020, który obserwowałem już podczas jego budowy. Po zapoznaniu się z jego ciekawym menu od razu zdecydowałem o przetestowaniu. Doświadczenie okazało się pozytywne pod wieloma względami – smaku, obsługi, koncepcji kulinarnej – zapraszam na recenzję – chyba pierwszą w jego historii.
Restauracja Oranżeria Gdańsk ul. Stachury 6
Na początek mała dygresja – byliśmy zdaje się w drugim dniu otwarcia. Dania, które sobie upatrzyliśmy – zrazy z dzika i pierogi z kaczki (oraz oranżada) skończyły się o godzinie 18. Kelner nas za to przeprosił i wyjaśnił, że oranżada się zbyt przegazowała (chyba ze względu na temperaturę) i nie nadaje się do podania, pozostałe dania po prostu cieszą się nadspodziewaną popularnością. Jest to całkiem usprawiedliwione – w pierwszym tygodniu działania lokalu trudno przewidzieć jak będą „schodzić” poszczególne pozycje menu. Karta jest jednak tak bogata i zachęcająca, że spokojnie wybrałbym 3-4 inne propozycje.
Dania w karcie oznaczone są papryczką jeśli są ostre – to oczywiście subiektywne odczucie, dla naszych kubków smakowych brak papryczki nie oznaczał wcale łagodnego dania. Warto zapytać obsługę, czy w składzie jest np. chilli.
Wystrój i obsługa
Restauracja Oranżeria Gdańsk ul. Stachury 6
Restauracja składa się z dwóch części – oranżerii i sali wewnątrz. Większa część to oranżeria, ale stoliki wewnątrz mają też zapewnione sporo światła i prywatności. Wyposażenie jest trochę „domowe”, ale jednocześnie jest nowe, głównie naturalne drewno, wygodne siedzenia, dużo zieleni. Pachnie świeżością i czystością.
Mnie odstraszają zakurzone wnętrza, które są urządzone z przypadkowych mebli zebranych na wystawkach, może niosących swoją historię, ale też nie wiadomo co jeszcze… Nie przepadam też za wystrojem z europalet. Oranżerii udało się uniknąć obu tych schematów. Ładna, oryginalna zastawa.
Mieliśmy kontakt z dwojgiem kelnerów – chłopak był głównym, ale też dziewczyna, której pytaliśmy się o jakieś rzeczy. Póki co – pełni entuzjazmu – otwarci na uwagi, sprawni. Czas oczekiwania (sala była pełna w ponad połowie) – naprawdę przyzwoity.
Napoje
To osobny, ciekawy rozdział. Ponieważ byliśmy w pierwszych dniach po otwarciu – zaserwowano nam lampkę wytrawnego prosecco z truskawką. Zamówiliśmy domową lemoniadę i domowy tonic. Przyznaję, że domowego tonicu jeszcze nie widziałem w żadnej restauracji.
Lemoniada była na dobrym poziomie, nie do końca mogę ją ocenić, bo nie wymieszaliśmy jej (ani nie wymieszała jej obsługa) – efekt był taki, że na początku była wytrawna, a przy dnie szklanki – bardzo słodka. Myślę, że odpowiednio podana będzie bardzo dobra.
Domowy tonic jest wyśmienity (przynajmniej dla miłośnika tego napoju, którym jestem) – jest lekko słodki, a przede wszystkim ma bogaty bukiet ziołowy i lekka goryczkę.
Tatar wołowy
Restauracja Oranżeria Gdańsk ul. Stachury 6- tatar wołowy
Pierwsze wrażenie wzrokowe nie było zbyt imponujące. Najczęściej tatar występuje jako osobno podane mięso i dodatki – umożliwia to ładniejszą kompozycję i lepsze kolory (zwłaszcza, jeśli osobno jest kontrastowe żółtko). Tutaj tatar został już wymieszany z częścią przypraw – np. cebulą i musztardą. Osobno jest jeszcze czerwona cebula, grzybki i ogórek konserwowy – wszystko pięknie posiekane w brunoise.
Ostatnim dodatkiem są cienkie frytki, chrust ziemniaczany, który jest trochę z kosmosu w tym daniu i mi nie bardzo pasował, ale zaliczmy go jako ozdobę.
Ten wygląd obronił się po pierwszym kęsie – świetna harmonia słoności, kwasowości i pikantności z mięsem. Brać w ciemno !
Wątróbki drobiowe w boczku
Restauracja Oranżeria Gdańsk ul. Hemara – wątróbki wołowe w boczku, karmelizowane figi i sos wiśniowy
Po lekturze opisu tego dania w menu nie mogłem odpuścić – zestaw smaków, które to danie obiecywało był zbyt kuszący.
Moje za bardzo rozbudzone oczekiwania doczekały się częściowego spełnienia. Wątróbka miękka, do tego wędzony i słony smak boczku. Słodycz wiśni i przyjemna tekstura fig (w smaku nie za wiele wnosiły, ale przyjemne na języku). Nieco się czepiam, ale być może mogłoby tu być troszkę wiecej goryczki (może inna wątróbka ?), może odrobinę więcej dymu z boczku z domowej wędzarni… Mimo wszystko warte spróbowania.
Żeberka BBQ
Restauracja Oranżeria Gdańsk ul. Stachury 6- żeberka BBQ, domowe frytki, ostra salsa, sos Jack Daniels
Danie dla mięsnych twardzieli. Bardzo ładnie podane, frytki w gustownym mini-koszyczku do frytownicy, sos jest na mięsie oraz w słoiczku. Salsa (pięknie pokrojona, jeszcze raz gratulacje dla mistrza noża). Główny element – czyli akordeon z żeberek marynowanych, potem mocno zgrillowanych i nieco podwędzonych dymem.
Frytki całkiem poprawne, ich rozmiar i ilość przyczynia się do uspokojenia wyrzutów sumienia :), do tego dania to w zupełności wystarczy. Mięso mocno zgrillowane, nawet na granicy suchawego, ale bez problemu jadalne, pięknie odchodzi od kości. Przesączone marynatą – harmonia smaków słonych i pikantnych, lekkiej słodyczy. Danie jest dość pikantne (mimo, że nie ma symbolu papryczki w menu) – jak dla mnie – na mojej granicy, nie używałem zatem dodatkowego sosu ze słoiczka.
Sos Danielsa dodaje wilgoci i pikantności, nie dodaje natomiast smaku „Danielsa”. Mam porównanie do popularnego (i mojego ulubionego) sosu w duńskiej sieciówce z grillem (Jensen’s Bøfhus) . Możecie pomstować, że to sos wytwarzany przemysłowo, ale tam ten aromat i smak kukurydzianego bourbona było czuć wyraźnie. Wierzę, że zdolni kucharze z Oranżerii dopracują ten detal.
Poduszki gnocchi
Restauracja Oranżeria Gdańsk ul. Stachury 6- poduszki gnocchi – z kozim serem i truflami
To niepozorne danie okazało się królem całego posiłku. Jest dopracowaane w szczegółach i widać, że kuchnia ma pojęcie i doświadczenie w tym asortymencie. Ciasto jest aksamitne, mięciutkie i ma idealną konsystencję. Na talerzu nie czekają jednak włoskie kopytka, ale stwory nadziewane mieszanką koziego sera i pasty truflowej. Samo nadziewanie też nie jest łatwe przy tak miękkim cieście – więc tym bardziej ukłony dla szefa. Żaden z gniocchi nie był otwarty, naruszony, uszkodzony.
Wewnątrz – eksplozja smaku – aksamitny twarożek kozi i intensywne trufle. Wszystko otoczone maślanym sosem i szparagami al dente. Sos zawiera też element pikantny – papryczkę chilli. Do pożarcia w mgnieniu oka !
Zobaczcie też aktualną kartę obiadową – czerwiec 2020, z drugiej strony jest równie ciekawa karta śniadaniowa ! Też spróbuję ją przetestować.
Restauracja Oranżeria Gdańsk ul. Stachury 6- menu obiadowe
Podsumowanie
Udana, przemyślana i niezmanierowana restauracja. Widać dobre rzemiosło w kuchni i przemyślane potrawy – z jednej strony próbujące trafić w szerokie gusta, z drugiej strony – wyróżnić się czymś ciekawym. Jak na tę jakość i lokalizację – naprawdę przyzwoite ceny. Karta deserów dopiero powstaje, ale jest już lodówka z ciasteczkowymi propozycjami. My nie byliśmy w stanie nic już wcisnąć ;) .
Na pewno pojawię się tam na degustację innych propozycji z menu. Wierzę też, że menu bedzie się zmieniać zgodnie z sezonowością dostępnych składników.
Zupa krem z kiszonej kapusty może wydawać się dziwnym pomysłem, ale jest jedną z najsmaczniejszych zup, jakie odkryłem w ostatnich latach. Nie jest typowym, kwaśnym kapuśniakiem. Ma świetny balans między kwasem kapusty, gładkością śmietany i wędzonką. Przepis znalazłem w książce, którą kiedyś kupiłem w Niemczech na wyprzedaży – poświęconą wyłącznie kiszonej kapuście.
Gorąco zachęcam do spróbowania !
Na pewno do niej jeszcze wrócicie.
Zupa krem z kiszonej kapusty
Składniki:
2 szalotki lub duża cebula
50g boczku wędzonego (gruby plaster)
łyżka masła
2 pory lub 1 duży (tylko biała część)
2 średnie ziemniaki
300g kapusty kiszonej
3/4l bulionu mięsnego (drobiowy, wołowy)
250g śmietany 18%
sól, pieprz, ew. gałka muszkatołowa
wędzona ryba lub wędzona kiełbasa
natka pietruszki
Jak to zrobić ?
Cebulę i boczek pokrój na drobne kawałki, podsmaż w garnku na maśle
Por posiekaj dość drobno, ziemniaki w małą kostkę. Wrzuć do garnka i przesmaż aż się lekko zezłoci. Ważne jest, aby ziemniaki się przesmażyły, ponieważ będą się gotować w kwaśnej wodzie (która nie sprzyja ich gotowaniu)
Zupa krem z kiszonej kapusty
Zupa krem z kiszonej kapusty – boczek i szalotka się smażą, a por i ziemniaki czekają
Wlej bulion, wrzuć kapustę kiszoną, gotuj na małym ogniu 30-40 min, aż będzie miękka
Dodaj śmietanę – jeśli jest prosto z lodówki – trzeba dodać trochę gorącej zupy i wymieszać, żeby ją zahartować.
Zmiksuj na gładko, dopraw (jeśli trzeba) solą i pieprzem. Na koniec możesz dodać gałkę muszkatołową startą (najpierw spróbuj bez tego).
Do zupy wrzuć pokrojoną w kostkę kiełbasę lub kawałeczki ryby wędzonej (bardzo podnosi smak), posyp natką pietruszki
Smacznego ! Jeśli przepis Ci zasmakuje podziel się linkiem w mediach społecznościowych !
Ten prosty przepis na makaron z warzywami jest do zrobienia w 10 minut, na dodatek możecie go modyfikować w zależności od tego, co znajdziecie w domu. Nie może w nim zabraknąć kilku składników takich jak: cebula, koncentrat pomidorowy, wino i zioła, ale reszta to pole do Waszej fantazji ! Jest zachwycająco smaczny i prosty ! Dobry przepis na czas kryzysu, kwarantanny i oszczędności.
parmezan, pecorino romano lub podobny ser – 2 łyżki startego
Ja jeszcze dodałem trochę grzybów shimeji i solirodu. Możecie dodać pieczarki, starkowaną marchew, koper włoski cienko pokrojony itd itd itd… Pamiętajcie tylko, że twarde warzywa – np seler korzeniowy – wymagają pokrojenia w cienkie paski lub starcia na tarce jarzynowej.
Ser nie jest konieczny, ale bardzo poprawia smak. Możecie też spróbować z małą ilością sera pleśniowego (niebieska pleśń jak Lazur, Bleu d’Auvergne, Gorgonzola, Danish Blue itp.)
Jak to zrobić ?
Przygotuj składniki: warzywa posiekaj w paski lub plasterki, cebulę w kostkę, czosnek w plasterki
Wstaw wodę na makaron i ugotuj go według przepisu na opakowaniu
Podczas, gdy woda na makaron się gotuje – na patelni rozgrzej oliwę i wrzuć cebulę i czosnek, zmniejsz ogień i podsmaż, aż będzie przezroczysta
Wrzuć pokrojone warzwa i zioła, posól i popieprz, smaż ok. 5-7 minut
Wlej wino, zwiększ ogień i odparuj
Dodaj koncentrat pomidorowy i wodę (zamiast tego możesz dać puszkę pomidorów pelati – obranych ze skórki – pokrojonych)
Podsmaż ok. 2-3 minut, aż sos się zagęści. Spróbuj – może trzeba dosolić lub popieprzyć ?
Wegański bulion, wywar warzywny jest smaczny i aromatyczny, ale trochę brakuje mu „ciała”. Znalazłem ciekawy przepis bazujący na kuchni francuskiej, za pomocą którego można stworzyć bulion przypominający w smaku wołowy i nadający się na pełnoprawną zupę. Założę się, że wiele osób, które go spróbują nie wiedząc co to jest powiedzą, że to bulion na bazie mięsa (pierwszy tester powiedział, że to wołowina). Tajemnicą smaku są dodatki, które dodają umami, kwasku i przypalonej słodyczy. Przepis wymaga kilku godzin przygotowania, ale niedużo pracy, najlepiej zabrać się za niego w wolny dzień.
Niektóre składniki są trochę egzotyczne, ale np. pastę miso dostałem w małej torebce w Leclerc, wodorosty kiedyś już dawno (jakieś 12 lat temu) kupiłem w sklepie azjatyckim.
Wegański bulion „wołowy”
Składniki:
2 średnie marchewki
ćwiartka selera (pół małego)
2 średnie cebule
1 czerwona papryka
1 por
1 burak
1 główka czosnku
pół garści suszonych grzybów leśnych
kawałek wodorostów kombu (10×15 cm), albo duża szczypta innych suszonych wodorostów pokrojonych w paski
250g pieczarek (najlepiej brązowych) lub innych, świeżych grzybów
łyżeczka ziaren pieprzu
2 łyżki jasnej pasty miso
2 łyżki oliwy z oliwek
2 łyżki koncentratu pomidorowego
opcjonalnie koper włoski
woda: ważna jest proporcja – 3 części wody na 2 części surowych warzyw – czyli np. na 1 kg warzyw – 1,5 litra wody
Przygotowanie:
Rozgrzej piekarnik do 150ºC
Umyj warzywa, obierz seler, cebulę, czosnek, buraka. Marchwi nie trzeba obierać. Wszystkie warzywa pokrój na cieknie plasterki – to jest ważne – możesz użyć robota kuchennego, albo mandoliny. Nie miksuj ich w blenderze, bo potem się przypalą
Rozmieszaj koncentrat pomidorowy, oliwę i pastę miso
Warzywa włoż do dużej brytfanki, pokrusz na nie suszone grzyby i wodorosty.
Polej to mieszanką koncentratu, oliwy i miso, wymieszaj rękami dokładnie
Wstaw do piekarnika na 2 godziny, przemieszaj od czasu do czasu
Przełóż warzywa do garnka, który można wstawić do piekarnika, dolej wodę, wstaw do piekarnika na 1,5 godziny
Odcedź warzywa na sicie, ewentualnie dosól do smaku
Bardzo polecam dodanie trochę sosu rybnego i soku z limonki – to jest dopiero symfonia smaków !
Pasty Wawrzyniec pojawiły się na rynku chyba w 2019 roku. Ich producentem są ZPT Kruszwica. Korzystając z promocji kupiłem od razu zestaw czterech smaków, aby je dla Was spróbować: hummus z pestkami dyni i słonecznika, ze słodką cebulą i suszonymi pomidorami, z suszonymi pomidorami i żurawiną, z grillowanym bakłażanem. Warto było !
Pasty Wawrzyniec z ZPT Kruszwica
Pasty są pakowane w pudełka po 80g – w sam raz na jeden posiłek, ze względu na zawartość oleju i ciecierzycy mają całkiem sporo kalorii. Ciekawe, że do wszystkich past została użyta ciecierzyca – daje to dobry efekt smarowności i gładkości. W pastach jest też dodatek pomidorów (oprócz hummusu), który zaostrza smak.
Hummus z pestkami dyni i słonecznika
Hummus z pestkami dyni i słonecznika – Pasty Wawrzyniec
Gładki, delikatny hummus, z posmakiem kuminu. Dodatku dyni i słonecznika nie mogłem wyczuć, ale smak jest dobrze zbalansowany, gładki. Jak się przyjrzec to widać kawałki zmielonych nasion słonecznika. Nie ma agresywnych dodatków jak czosnek, czy cytryna, ale całość jest przyjemna i nie nudna w smaku. Mniam !
Pasta ze słodką cebulką i suszonymi pomidorami
Pasta ze słodką cebulką i suszonymi pomidorami – Pasty Wawrzyniec
Bardzo dobra pasta, mieszanka dwóch smaków – właśnie słodyczy podsmażonej cebuli i kontrastującego z nią kwasku suszonych pomidorów. Do tego trochę ziół i ciecierzycy dla smarowności. Dla mnie – najsmaczniejsza pasta z tego zestawu, chociaż przyznaję, że po paru godzinach cebulka mi się odbijała (czego normalnie nie ma w zwyczaju).
Pasta z grillowanym bakłażanem
Pasta z grillowanym bakłażanem – Pasty Wawrzyniec
Po tej paście spodziewałem się czegoś w rodzaju baba ghanoush, ale to zupełnie inny wyrób, nie ma tu śladu sezamu i kuminu. Są natomiast grillowane bakłażany (grubo zmielone) oraz – aby smak był bardziej atrakcyjny – pomidory. Całość jest świetnym dodatkiem do małych kanapek, krakersów, a nawet myślę, że sprawdziłoby się jako dodatek do puree ziemniaczanego.
Pasta z suszonymi pomidorami i żurawiną
Pasta z suszonymi pomidorami i żurawiną – Pasty Wawrzyniec
Ta pasta miała najbardziej intensywny zapach – suszone pomidory i zioła. Dodatek żurawiny się zgubił – to ta sama, kwaskowa nuta, co pomidory. Niemniej jednak całość jest bardzo smaczna i oprócz zastosowania kanapkowego byłoby niezłym dodatkiem do pasty twarogowej.
Podsumowanie
Wszystkie wypróbowane pasty oceniam wysoko, nie mają sztucznych dodatków, mają dobrze przemyślany smak dający dobry zestaw smaków i smarowność. Można ? Można :). Na temat ceny można dyskutować. Ja w promocji kupiłem je po 2 zł, normalnie kosztują chyba ok 3. Przy zrobieniu większej ilości w domu (oprócz bakłażana) – pewnie wyjdzie taniej. Jeśli masz ochotę na kilka kanapek, albo dodatek do przekąsek na imprezę – to pasty te są lepszym wyjściem.
Ten wpis NIE jest sponsorowany. Wersję wideo możecie zobaczyć tu:
Min’s Table Poznań to lokal, który wyglądał tak interesująco, że wybrałem sie do niego specjalnie na poznańskie Jeżyce, aby się przekonać czy jest tak dobry jak go chwalą.
Min’s Table to ten typ restauracji, który szczególnie cenię. Mały lokal, krótka karta, ale za to dopracowane dania. Niedaleko jest jeszcze jeden lokal w tym stylu – Ramen-Ya
Min’s table Poznań
Wygląd, atmosfera, obsługa
W Min’s Table oprócz jedzenia dostaje się jeszcze dodatkową wartość – estetykę, przemyślany wygląd wszystkiego – od ścian i stołu do naczyń i sztućców. Personel ubrany w firmowe koszulki, karta menu przyozdobiona tymi samymi motywami, które są na ścianach.
Min’s table Poznań
Obsługują młode kelnerki, posługujące się też sprawnie angielskim, chociaż Min czasem sama wyjrzy z miniaturowej kuchni i coś poda. Goście siedzą przy jednym stole co tez wyróżnia ten lokal i tworzy miłą atmosferę. Teraz, latem są jeszcze dwa małe stoliki na zewnątrz, można też zamówić na wynos i poprzez portale. To jedyny lokal, który spotkałem, gdzie jest tylko płatność bezgotówkowa. Przy takiej niszowej specjaizacji to zupełnie nie przeszkadza.
Jedzenie
Jako przystawkę zamówiłem Classic Toppokki – kluski (podobne do kopytek, ale z mąki) i coś w rodzaju naleśników w ostrym sosie rybnym. Przystawkę zamówiłem po daniu głównym, ponieważ zapowiadała się na bardziej pikantną i to była dobra decyzja.
Min’s table Poznan-Classic toppokki
Kluski są dość sprężyste i sprawiają, że jest na czym „ząb zawiesić”, natomiast naleśniki są miękkie. Danie jest pikantne, ale – jak na mój gust – nie wypala podniebienia i nie pozbawia zmysłu smaku. Daje się wyczuć lekka nuta bulionu rybnego, nie jest dominująca.
Na danie główne musiałem wziąć podstawę karty – Bibimbap. Przyznaję, że pierwszy raz jadłem to danie i miałem trochę obaw. Wyglądało podobnie jak bowl, którą jadłem w warszawskiej hali Koszyki – miłe dla oka, ale mało smaku.
Min’s table Poznań-Bibimbap Bulgogi
Moje obawy się nie potwierdziły. Danie wcale nie było nudne. Tutaj – na ryżu była wołowina bulgogi z sezamem, marchewka, szpinak, cebula, kiełki, cukinia i papryka. Nad całością czuwało jajko sadzone, usmażone perfekcyjnie. Do tego podany był lekko pikantny, słodki sos z wyraźnie wyczuwalnym, charakterystycznym smakiem papryki Gochugaru.
Wołowina była miękka i była bombą smaku – słodko-słonego. Jajko dodawało kremowości, warzywa różnorodności, a całość spinał ten sos o bardzo bogatym smaku. Jestem bardzo ciekaw innych wersji tego dania.
Podsumowując…
warto było się specjalnie wybrać. Mały kawałek Korei w Poznaniu, chciałbym, żeby było bardzo dużo takich miejsc z kuchnią narodową. Polecam też osobistą wizytę w Min’s Table, a nie zamawianie na wynos, bo wygląd tego miejsca, dbałość o detale i autentyczność jest warte przeżycia.